Popularni autorzy z którymi mam 'problem'

Zapewne każdy z Nas posiada przynajmniej jednego autora (bądź autorkę), którego książki kupuje zupełnie w ciemno. Tytuł pojawia się w zapowiedziach, a Wy już wiecie, że ta książka prędzej czy później musi trafić w wasze ręce. Osobiście sięgam po wszystko autorstwa Leigh Bardugo, Marissy Meyer czy Johna Boyne.


Analogicznie - każdy z Nas zna kilku autorów z którymi relacja mogłaby nosić status "to skomplikowane". Niby sięgamy po ich książki, dajemy im kolejne szanse ale zawsze brakuje 'chemii', coś nie iskrzy. A ponieważ chętniej rozmawiam o tym co mi przeszkadza i nie pasuje (szokujące! :O), to dzisiaj porozmawiamy o tych autorach z którymi mam drobne 'problemy'.

John Green
Nie będzie to szokujące jeśli powiem, że moja przygoda z Greenem rozpoczęła się od "Gwiazd naszych wina". No i tak - podobało mi się! Wiem, że nie jest to książka bez wad ale uważam, że w swoim gatunku jest na prawdę całkiem przyjemna. Wydaje mi się też, że to ona zapoczątkowała 'modę' na książki o śmiertelnie chorych nastolatkach, których w pewnym momencie było od zasrania bardzo dużo. Ale jako, że historia Hazel i Gusa była pierwsza to wydawała mi się dość świeża i ciekawa.
Wiadomo, że dobra młodzieżówka nie jest zła - postanowiłam więc zabrać się za kolejne książki Greena, co ostatecznie okazało się stratą czasu.
"Papierowe miasta" prawie mnie uśpiły, nie jestem w stanie przypomnieć sobie o czym była ta książka. Nawiedzona Margo nie skradła mojego serca swoim hipsterzeniem.
Stwierdziłam, że między obiema książkami jest tak ogromna przepaść, że trzeba dać Johnowi jeszcze jedną szansę - nadeszła więc pora na "Szukając Alaski"... Już same opisy mnie nie zachęcały:

Porównywany z przełomowym "Buszującym w zbożu" J.D. Salingera literacki debiut Johna Greena (...).
Może ktoś pamięta jak wybitnie uwielbiam "Buszującego w zbożu"? Wcale. Wcale jest odpowiedzą. Ani kuwa trochę.
Znowu mamy do czynienia z nawiedzoną i zbuntowaną-bez-powodu dziewczyną, która nie wzbudza żadnej sympatii. Tytułowa Alaska znika, a chłopak jej szuka - no REWELACJA. Kolejna książka Greena o której więcej nie pamiętam niż pamiętam.


Ponieważ lubię cierpieć, to jakiś czas temu zabrałam się za "Żółwie aż do końca". Przyznam szczerze, że w tym przypadku było już dużo lepiej, aż sama nie mogłam w to uwierzyć. Żeby tradycji stało się za dość - po raz kolejny nie mogłam strawić głównej kobiecej postaci. W tym przypadku Azy, która jest neurotyczna aż do szpiku kości. Ja, ja, ja! Ja jestem najważniejsza i wszystko musi kręcić się w okół mnie. Mimo tej histeryczki, ostatecznie książka nawet nadaje się do polecenia.

Wiem, że jako 29-latka absolutnie nie jestem w grupie docelowej tego typu książek - zdaję sobie z tego sprawę. Ale. Ale są młodzieżówki, które są na tyle dobre że spodobają się zarówno nastolatce z burzą hormonów jak i takiej starej babie jak ja. (dowody: "Eleonora i Park", "Anna i pocałunek w Paryżu", "Ponad wszystko")


Stephen King
No przyznać się, komu skoczyło ciśnienia na samą myśl o tym, że będę jechać po 'królu grozy'? ;)
Nie martwcie się, tak na prawdę nie mam o Kingu nic złego do powiedzenia. Ani nic dobrego. Dla mnie Stefan jest po prostu 'meh', czyli nie robi na mnie kompletnie żadnego wrażenia. Ale czy to nie jest najgorsze? Gdy książka nie wzbudza w nas żadnych emocji?
Gdzieś w mojej podświadomości Stephen King był właśnie "królem grozy", mistrzem nad mistrzami! Sięgając po jego książki oczekiwałam strachu, gęsiej skórki albo chociaż dreszczy. Czegokolwiek.
Pierwszą książką na którą się skusiłam będąc jeszcze w liceum był "Łowca snów"... toż to było straszne. Jakieś potworki, chatka w lesie. Nawet nie doczytałam do końca. Odpuściłam Kinga na parę dobrych lat. Jako, że nie poddaję się zbyt łatwo, a dodatkowo bardzo podobała mi się większość filmów powstałych na podstawie książek Stefana (pomijając "Lśnienie", które było jednym z najgorszych filmów jakie widziałam) to dałam mu kolejną szansę. I kolejną. "Carrie" - całkiem znośna ale grozy tam nie było. "Misery" - ciekawa ale rewelacją bym tego nie określiła. "Zielona mila" - film lepszy no i jak się już domyślacie... zero strachu.


Bardzo dużo osób polecało mi "To", "Cmętarz zwierząt" czy właśnie "Lśnienie". Podobno te książki są na prawdę przerażające i to jest taki 'prawdziwy' King. Niestety ale coś czuję, że nigdy się nie skuszę. Skoro autor niczym mnie nie przekonuje, to szanse na to że poświęcę tydzień na czytanie książki która ma ponad 800 stron są... nikłe. Powiedziałabym nawet, że są prawie równe zeru.

Jeśli możecie polecić mi książkę tego autora, ale taką która jest faktycznie przerażająca i nie ma 1000 stron to proszę się nie krępować.

Nicholas Sparks
Co tu robi Sparks zapytacie? To jest dopiero ciekawa sprawa. Przeczytałam jakieś 95% książek tego autora i nawet pokuszę się na stwierdzenia, że lubię jego twórczość. Problem pojawia się, gdy mowa o filmach na podstawie jego książek, a jest ich całkiem sporo. BARDZO lubię te filmy, praktycznie wszystkie. Lubię je o wiele bardziej od książek. Każdy film, który powstał na podstawie książki tego człowieka jest po prostu lepszy od pierwowzoru. Sorry not sorry.
Zazwyczaj gdy zabieramy się za oglądanie filmu, po uprzednim przeczytaniu książki jesteśmy przekonani, że nie ma takiej opcji aby wypadł lepiej - niespodzianka! Ze Sparksem wszystko jest możliwe.
Dawno, dawno temu gdy byłam jeszcze smarkata, Ryan Gosling pojawił się w moim życiu i sprawił, że był weselsze - obejrzałam "Pamiętnik". Obejrzałam go jakieś 726439 razy i pewnie obejrzę go jeszcze nie raz. Dopiero po kilku latach cudownie odkryłam, że 90% popularnych filmów jest adaptacją książek, więc czym prędzej przeczytałam "Pamiętnik" Nicholasa Sparksa. Poziomu mojego rozczarowania nie da się zmierzyć absolutnie żadną skalą. Gdzie te emocje? Gdzie ten ból rozstania? Gdzie ta złość i rozgoryczenia?
Podobnie było z "Ostatnią piosenką". Nie jestem fanką Miley Cyrus jako aktorki ale film bardzo mi się spodobał, nawet łezka zakręciła mi się w oku pod koniec. Książka? Fajna. Ale film lepszy.
"Najdłuższa podróż" - moja ulubiona książka Sparksa, na prawdę godna polecenia. No ale film... Nawet gdy pominę półnagiego Scotta Eastwooda (chociaż nie wiem dlaczego miałabym to robić), cała historia jest rewelacyjna! Tutaj już bezapelacyjnie beczałam jak dziecko, zero opamiętania.


Pewnie większość osób (zwłaszcza w moim wieku) doskonale kojarzy film "Szkoła uczuć". Znamy? Jeśli nie, to film jest do nadrobienia w najbliższy weekend i nie chcę słyszeć wymówek.
Tak czy siak - film był hitem. Ach i och. Kilka lat temu przeczytałam książkę (swoją droga tytuł to "Jesienna miłość")...
Nie rozmawiajmy o tym. Jeszcze gorzej niż z "Pamiętnikiem".
"I wciąż ją kocham", "List w butelce, "Dla Ciebie wszystko", "Bezpieczna przystań"- to na prawdę dobre książki, które na pewno przypadną większości do gustu i z ręką na sercu mogę je Wam polecić. Zasypałam Was tytułami książek Nicholasa Sparksa i tak zupełnie szczerze, to one wszystkie są na prawdę fajne.
Ale filmy są lepsze ;)


Dotrwaliście do końca, gratulacje!
Czasami mam wrażenie, że mój blog powinien nazywać się ponarzekajmy-o-książkach.blogspot.com (dla chętnych dodam, że nazwa jest wolna :D) ale nic nie poradzę na to, że marudzenie jest moją cnotą i skromnie powiem, że jestem zajebista w narzekaniu, o!
Są tu jakieś marudy?




58 komentarzy:

  1. Ja mam kilku takich autorów, głównie parających się kryminałami, między innymi Tess Gerritsen czy Lisa Gardner. Czytam, bo ma być super, niestety z reguły nie jest;p No King to już przesada! Jak mogłaś, serce mi złamałaś:( A poważnie, to King bardzo często rozczarowuje, niemniej ja go kocham i czytam wszystko. Spróbuj może z tym Cmętarzem, ma specyficzny klimat i niestety jest gruba. A czytałaś Wielki marsz? Cienka i naprawdę świetnie się czyta. Chociaż nie straszy:D
    Pozdrawiam marudę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Kingu męczy mnie jego lubowanie się w laniu wody, wiem że są ludzie którym odpowiada 50 stron opisów ale ja do nich nie należę :D
      "Wielkiego marszu" nie czytałam ale skoro jest krótka to jest możliwa możliwość, że dam jej szansę :)

      Usuń
  2. Kinga jeszcze niczego nie czytałam, ale nie ciągnie mnie, aby to zmienić. Sparksa książki uwielbiam, a z Greenem również mam podobnie jak Ty.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Green to w ogóle dość dziwny przypadek, osobiście nie rozumiem jakim cudem zdobył taką popularność ;)

      Usuń
  3. Oj ja mam podobnie z tym marudzeniem - więcej mogłabym pisać o książkach, które mi się nie podobają, niż zachwycać się nad tymi, które mnie urzekły. Jakoś tych wad zawsze jest więcej :D I zgadzam się z Tobą co do Johna Greena - "Gwiazd naszych wina" też mi się podobała, ale jak zaczęłam czytać "Szukając Alaski" to miałam takie "co ja tu czytam?" :D Poza tym nie mam jakiegoś szczególnego wstrętu do autorów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle mam ostatnio dość średni okres jeśli chodzi o książki, nie żebym trafiała na jakieś paździerze ale większość jest mocno średnia więc wychodzi ze mnie okazyjny hejter :D

      Usuń
  4. Też mam kilku autorów, z którymi mi nie po drodze, ale dziwnym trafem wciąż próbuję przekonać się do ich twórczości. Jeśli chodzi o Greena to wiele lat temu czytałam "Szukając Alaski", byłam wtedy nastolatką, więc w grupie docelowej tej powieści i szału nie było. Wynudziłam się tak, że jak nastał szał na książki tego autora to omijałam je szerokim łukiem. I w sumie nadal omijam. Z twórczości Sparksa znam tylko "Pamiętnik", ale oczywiście zgadzam się, że film lepszy, chociaż dla mnie szału nie ma, bo nie lubię romansów :P Natomiast Kinga wielbię, nawet jeśli nie zawsze w jego książkach jest strasznie to naprawdę rzadko kiedy czuję się rozczarowana lekturą. A Lśnienie Kubricka jest przecież genialne! :P Oczywiście rozumiem, że nie każdy lubi powieści Kinga, więc nie namawiam do czytania, jeśli nie ma z tego przyjemności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za twórczością Kubricka w ogóle nie przepadam, "Mechaniczna pomarańcza", "Oczy szeroko zamknięte" (Boże jakie to badziewie było) - kompletnie nie dla mnie. A sam King męczy mnie swoim laniem wody, oczywiście wiem że są ludzi którzy lubują się w dużej ilości opisów ale ja do nich nie należę :D

      Usuń
  5. Też mam problem z kilkoma bardzo popularnymi autorami, w których wiele osób się zaczytuje a mnie od nich wręcz odrzuca. Czasem bez konkretnego powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak czasem mam :) A jak trafiam na autora i nie podchodzi mi jego książka to zazwyczaj staram się dać mu drugą szansę ale momentami bywa ciężko...

      Usuń
  6. Green bardziej mi się podobał gdy byłam młodsza, jego 19xKaterine i Will greyson okrutnie mnie rozczarowały, zwłaszcza że miałam duże nadzieje po GNW.szukajac Alaski mi się podobało, ale buszujacego w zbożu wspominam źle..
    Czytałam ostatnia piosenkę sparksa i się rozczarowałam, bardzo marna powieść.. Za to film z tego co pamiętam był fajny, podobnie jak szkola uczuć ;>
    Stephena Kinga czytałam tylko jedna książkę, może dlatego że autor ten jest znany głównie z horrorów a ja tego gatunku nie lubię.
    Osobiście mam spory "problem" z Tołstojem i jego bardzo znaną "Anną kareniną" - powieść zawiodła moje wysokie oczekiwania względem autora, o którym mówi się same pochlebne słowa. Podobnie jak "mistrz i Małgorzata" - doczytałam do połowy i zastanawiam się za co są te oceny 10/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mówię, że filmy na podstawie książek Sparksa są niewiarygodnie lepsze niż książki - scenarzyści-magicy ;)
      A jeśli chodzi o Kinga to dla mnie znośna byłą "Zielona mila" i "Skazani na Shawshank" - ale ponownie filmy są duuuuużo lepsze. "Misery" też było niezłe, ale żeby jakoś się podniecać? Nie-e.

      Ja przepadam za klasyczną literaturą rosyjską i "Anna Karenina" byłaby dla mnie jedną z lepszych książek w tym gatunku gdyby nie NIEMOŻLIWIE długie opisy pól/wsi i tego typu klimatów. Tołstoj kocha opisy. Ja już niekoniecznie. Za to "Mistrz i Małgorzata" zapoczątkowała u mnie miłość do autorów rosyjskich, dość ciężka i specyficzna książka :) W pełni rozumiem, że mogła nie przypaść Ci do gustu.

      Usuń
  7. Marudzić nie lubię, ale takie wpisy są fajne;) Generalnie tych trzech autorów nie ruszam i nie czytam. Może czasem skuszę się na Kinga - jego książki przemawiają do mojej wyobraźni:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z jakichś nieoczywistych przyczyn cały czas daję Kingowi kolejne szanse więc pewnie jeszcze nie raz się skuszę - czekam na jakieś objawienie :D

      Usuń
  8. Mam problem z Kingiem, Meyer... Nie potrafię ich czytać, kompletnie. A Green? Nie lubię jego książek, a czytałam dwie i wystarczą mi w zupełności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nieeee, Meyer? Ja uwielbiam tę kobietę, wszystko co czytałam mi się podobało :)

      Usuń
  9. Z Kingiem to jest tak, że dla mnie ma bardzo mocny początek, niezły środek i słaby, w porywach bardzo słaby koniec, który psuje całe wrażenie całości. Najlepszym przykładem jest „To”, gdzie finał to dla mnie kompletna porażka. Książką, która najbardziej mnie przestraszyła, choć zupełnie nie powinna, jest „Christine” i powiem Ci, że mimo mieszkania na pierwszym piętrze zastanawiałam się po nocy, czy jednak ten samochód nie da rady wjechać po schodach 😂 Z drugiej strony byłam w mieszkaniu sama i był wieczór, więc wiadomo, że wszystko działa na wyobraźnię mocniej niż w ciągu dnia:)

    Dla mnie autorem, do którego nie potrafię się przekonać i prawdopodobnie nigdy się to nie zdarzy jest Mróz. Przepraszam jego wielbicieli, ale dla mnie nie ma w jego pisarstwie niczego, co by przyciągnęło moją uwagę i spowodowałoby jakiekolwiek inne emocje niż lekkie poddenerwowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie przepadam za Mrozem, chciałam się przekonać - na prawdę! Był na niego taki szał, że chciałam dołączyć do grona wielbicieli ale się nie dało. Zaczęłam 3 książki jego autorstwa i żadnej nie byłam w stanie dokończyć. Poza tym tak szczerze? Jeśli ktoś wydaje 265820 w ciągu roku to nie oszukujmy się ale za tym nie może iść jakaś niewiarygodna jakość ;)

      Usuń
  10. Wydaje mi się, że też jestem marudą (przynajmniej ludzie tak uważają xD) *przybija piątkę*. Trafiłaś z tym postem to Ci powiem! Zeszłej nocy/ wieczoru oglądałam "Papierowe miasta", ostatnio skończyłam "Cmętarz Zwieżąt", a ponadto poszukuję "Jesiennej miłości" - czytasz mi w myślach? :D Co do Johna Greena, to myślę, że jego książki są spoko, ale nie jestem jakąś fanką (wciąż nie przeczytałam tych "Żółwi" :P), "Cmętarz" z kolei był drugą książką Kinga, którą przeczytałam (tak na marginesie pierwszą było "Miasteczko Salem") i jednocześnie był drugą próbą, a po przeczytaniu wniosek taki, że ten autor nie jest po prostu dla mnie, nie żebym się panicznie bała, ale mam wrażenie, że to po prostu nie moje klimaty, być może kiedyś skuszę się po trzecią jego książkę? Kto wie? :D A co do Sparksa to - "Szkoła Uczuć" to film naprawdę wspaniały, jak ja go dobrze wspominam! Tak bardzo mi się spodobał, że zechciałam sięgnąć po pierwowzór (a przy okazji zapoznać się z jakąś książką Sparksa) no i jak na złość nie mogę na nią trafić w bibliotece, nie pociesza mnie też fakt, że wcale nie jest tak rewelacyjna jak film. :(
    A tak swoją drogą, to myślałam, że nie ma takiego autora, którego książki mogę brać w ciemno, ale skłoniłaś mnie do refleksji i stwierdziłam, że do tego grona mogłabym zaliczyć Kasie West (choć czytałam tylko jedną jej książkę! Ale mam wrażenie, że inne też mi się spodobają) albo Neila Gaimana (z chęcią przeczytałabym wszystkie książki, a najlepiej uzbierała je na półce :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, to faktycznie się wstrzeliłam tematycznie :D Ja "Jesienną miłość" mam jedynie w formie ebooka jeśli Cię to jakkolwiek ratuję - służę pomocą.
      Ale jeśli lubisz film to tak totalnie szczerze - książka jest stratą czasu. Nie jest zła! Ale do filmu to ona nie może się nawet równać.
      Ja też doszłam do wniosku, że King po prostu nie jest dla mnie. Mój problem z nim polega na tym że ani go lubię ani nie-nie lubię dlatego nie mogę odpuścić i co jakiś czas daję mu kolejne szanse...

      Ja też uwielbiam Neila Gaimana, wszystko co czytałam bardzo mi się podobało :) Sukcesywnie zbieram te nowe wydania z MAGa (wyglądają obłędnie *.*) i też jeszcze wszystkiego nie przeczytałam.
      Kasie West też lubię, czytałam 2 książki i co prawda nie za często czytam takie wesołe, luźne historie ale jak ktoś ma ochotę na relaks z książką to Kasie jest w sam raz :)

      Usuń
    2. Dzięki za chęć pomocy! :P Sama nie wiem, z jednej strony zaplanowałam sobie, że poznam "Szkołę uczuć" w wersji papierowej, a przy okazji zapoznam się ze Sparksem, z drugiej strony, nie jesteś pierwszą osobą, której książka ta się nie podobała. Pewnie kiedyś sięgnę, ale nie będę się nastawiać, że dorówna filmowi. ;) A na tą książkę nie mogę trafić jakoś, bo niby jest w dwóch bibliotekach z których korzystam, ale jednak wypożyczona, no cóż trzeba być cierpliwym, a na brak książek do przeczytania nie narzekam. :D

      Usuń
  11. Papierowe miasta też mi się nie podobały. Nawet nie dokończyłam tej książki, nie wciągnęła mnie. Jeśli chodzi o Sparksa to też nie wszystkie książki mi się podobały :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sparks ma niektóre książki baaaaardzo fajne a niektóre na prawdę słabe, zwłaszcza te starsze :/ Dlatego filmy lepsze :P

      Usuń
  12. Mam właściwe podobne zdanie co do Kinga - niby król grozy, a mnie nie przestraszył... Nawet ten słynny "Cmętaż zwieżąt" bardziej mnie irytował niż przerażał. Ogólnie mogłabym powiedzieć, że jest coś w jego książkach, co mnie zwyczajnie irytuje, ta niemoc bohaterów, żeby cokolwiek zrobić, a nie zdawanie się na fatum. Osobiście na liście umieściłabym jeszcze Cassandrę Clare.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tak czasem, że nie lubimy czegoś bez konkretnego powodu - ja tak po części mam z Kingiem właśnie, jakoś mnie męczy. Nie przepadam na przykład za Keirą Knightly... po prostu nie mogę znieść jej wyrazu twarzy, drażni mnie w filmach ;D

      Ja Cassandre Clare lubię za "Diabelskie maszyny", bardzo lubię tę serię :) Za to "Dary anioła" były stanowczo za długie i czuł się że seria jest ciągnięta na siłę dla kasy. Istna "Szansa na sukces". Ktoś stracił pamięć, okazało się że ktoś ma rodzeństwo o którym nie wiedziało - przesada.

      Usuń
  13. Też mam takich autorów, ale pomimo tego, że czasem 'nie iskrzy' to i tak daję im szansę. :D Greena czytałam tylko jedną książkę i była to właśnie powieść ''Gwiazd naszych wina''. Czytałam to już dawno temu i pamiętam, że mnie wzruszyła. Miałam sięgnąć po kolejne jego książki i co? Do tej pory po kolejną nie sięgnęłam. Stephena Kinga bardzo lubię. Ma taki specyficzny styl, który mi akurat przypadł do gustu i po jego książki sięgam w ciemno, chociaż nie wszystkie mnie wciągają. Jeśli chodzi o książki Sparksa to przeczytałam dwie i mam ochotę na więcej. Nie wiem dlaczego, ale filmu na podstawie jego powieści jeszcze żadnego nie widziałam. :D To znaczy w urywkach jakiś tam widziałam, ale w całości tak od początku do końca to chyba żadnego. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmy na postawie książek Sparksa są bardzo luźne i powiedziałabym "w sam raz na lato" - polecam zacząć od "Pamiętnika" <3
      Z Greenem ABSOLUTNIE nic nie straciłaś, po "Gwiazd naszych wina" jest tylko gorzej :D
      Mi właśnie King nie przypadł do gustu, nie mówię absolutnie że nie potrafi pisać i książki są beznadziejne - bo nie jest tak! Po prostu nie mój klimat :)
      Ale pewnie dam mu jeszcze szansę, czekam aż trafię na perełkę ;)

      Usuń
  14. King to dla mnie niezrozumiały przypadek; nie rozumiem jego książek, nie mam pojęcia, dlaczego są nazywane przerażającymi, a z niego robia Mistrza Grozy :)

    https://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piona! Ja też tego kompletnie nie rozumiem, nawet jak spojrzałam na jego książki tak na luźno - nie oczekując tej grozy i horroru to... szału nie ma. Językowo mi nie odpowiada i ogólnie nic tam nie trzyma w napięciu, miliony stron opisów... Nie pojmuję fenomenu.

      Usuń
    2. Ja mam dokładnie tak samo więc podpisuję się pod waszymi komentarzami. Kompletnie nie rozumiem fenomenu jego twórczości... Próbowałam zabierać się za jego książki, ale kilkanaście stron i nie byłam w stanie żadnej skończyć. Chyba nie mój styl. Liczę jednak na to, że w końcu uda mi się jakąś jego książkę przeczytać do końca. Może kiedyś :D

      Usuń
    3. Trzeba założyć stowarzyszenie osób nie rozumiejących fenomenu Kinga :D

      Usuń
  15. Wbrew pozorom nie podniosłaś mi ciśnienia tylko mnie rozbawiłaś. Nie zrozum tego źle! To pozytywny śmiech.

    Greena nie znoszę, czytałam ,,Gwiazd naszych wina" i ,,Papierowe miasta" i w przeciwieństwie do ciebie, dla mnie obie były do du** za przeproszeniem. Ale że lubię się denerwować mam zamiar spróbować ,,Żółwie aż do końca", do trzech razy sztuka, nie? :p
    Kinga nic nie czytałam i nie zamierzam, bo po prostu to nie jest mój gatunek.
    Sparksa czytałam jedną powieść i do dziś się zastanawiam za co ludzie, go AŻ tak lubią? Może dam mu jeszcze jedną szansę i zobaczymy... No, ale filmów nie oglądałam, choć nie jesteś pierwszą osobą, która mówi, że są lepsze od pierwowzoru.

    P.S. ,,Szkoły uczuć" nie oglądałam, ale specjalnie dla ciebie nadrobię ;) Bez wymówek.

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj koniecznie znać czy film Ci się podobał! :)

      Wydawało mi się, że "Żółwie..." są niezłe ale jak "Gwiazd naszych wina" Ci się nie podobał to raczej nie polecam :P

      A którą książkę Sparksa czytałaś? Bo zdarzają mu się takie na prawdę słabe, zwłaszcza te starsze jak na przykład "List w butelce" - mega słaba książka. Ale spokojnie mogę polecić "Najdłuższą podróż" i "Szczęściarza" :)

      Usuń
    2. Czytałam ,,I wciąż ją kocham" i mam w planach dać mu szansę ,,Ostatnią piosenkę".

      Usuń
  16. Marudzenie zawsze jest dobre. Co do Sparksa masz rację filmy są o wiele lepsze, ale książki też lubię czytać. Ba, czytam je nadal i się zachwhcam. Wszystko zależy od gustu.
    Super post!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze znajduje się więcej okazji do marudzenia niż chwalenia, co? :D
      Ja też zawsze sięgam po Sparksa jak wydaje coś nowego i zazwyczaj jestem zadowolona :)

      Usuń
  17. Ja z Johnem Greenem też mam love&hate relationship z tych samych powodów co Ty. Nie wiem skąd zachwyt nad Papierowymi Miastami i choć Gwiazd naszych wina i Żółwie aż do końca bardzo mi się podobały, to nie jestem turbo fanką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pewnie skusze się na kolejną książkę bo "Żółwie..." dają nadzieję na to że jeszcze jakieś sensowne historie wyjdą spod jego ręki :)

      Usuń
  18. Super pomysł na posta! Mogę kiedyś ukraść? :D

    Też mam takich autorów, którymi wszyscy się zachwycają, a ja... Niekoniecznie.
    Co do Kinga, czytałam tylko Zieloną milę, która akurat bardzo mi się podobała, ale już jego druga książka, po jaką sięgnęłam, czyli Joyland - strasznie mnie wynudziła i wymęczyła.

    Pozdrawiam,
    The Bookish Dance

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A proszę Cię bardzo, baw się do woli ;)

      "Zielona mila" była chyba najlepszą książką Kinga na którą się skusiłam co nie zmienia faktu, że film i tak podobał mi się o wieeeeeeeeeeeeeeeele bardziej :)

      Usuń
  19. Johna Greena uwielbiałam, ale "Żółwie aż do końca" od premiery leżą... Jakoś nie umiem się za nie zabrać. King to zdecydowanie nie moja liga ;P A ze Sparksem też mam problem.. Co do Najdłuższej podróży zdecydowanie sie zgadzam!! Widziałam go kilka razy i z decydowanie jeden z moich ulubionych filmów :D Książka też była super, ale taka bardziej... rozciągnięta... Ogólnie to ostatnio jakoś nie umiem przebrnąć przez jego książki, te opisy mnie męczą :(

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubiłaś Greena to na prawdę polecam (no aż nie wierzę) "Żółwie..." bo wypadają na prawdę fajnie :)
      "Najdłuższa podróż" jest genialna, bardzo lubię ten FILM :D

      Usuń
  20. Wymieniałaś autorow których książek "nie trawię" :P
    Sparksa nie potrafię czytać - nudzi mnie.
    King to nie mój gatunek
    Green - wiele hałasu o nic. Nuda (flaki z olejem są ciekawsze) :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to piona! My jako dorosłe i w pełni niezależne kobiety wolimy czytać książki dla dzieci! :D

      Usuń
    2. A co :D Książki dla dzieci są fajne a do tego naprawdę mądre piękne - wiele z nich nawet powinni przeczytać dorośli, bo może w końcu coś by dotarło do tych mózgownic :P

      Usuń
    3. Poza tym wiele mam wrażenie, że popularnych autorów zostało wypromowanych sztucznie

      Usuń
  21. Wczoraj komentowałam ten wpis... komentarz się nie dodał?

    Green to dla mnie przerost formy nad treścią.
    Sparks - wiele hałasu o nic. Nuda i monotonia.
    King - nie mój gatunek

    Od siebie dodałabym Panią Coover czy jak jej tam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodał się ale muszę zatwierdzić, a ostatnio leń był i nie wchodziłam na bloggera :)

      Usuń
    2. Aha... Rzeczywiście masz taką opcję ;)

      Usuń
  22. Po Johna Greena też nie sięgam, nie wiem po książce Szukając Alaski coś nie pykło. Stephena Kinga też raczej omijam gdyż sądzę, że jego książki są za długie i wolę filmy. Nicolasa Sparksa właśnie kupiłam nowy tytuł i chcę dać mu szansę więc w tym przypadku akurat nie mogę napisać, że nie sięgam ;) Tak naprawdę to pewnie jest więcej autorów, po których książki nie sięgam, ale nie potrafię teraz ich przytoczyć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jestem ciekawa jak Sparksa Ci się spodoba :) A widziałaś jakieś filmy? Zapewniam, że lepsze ;)

      Usuń
  23. Powiem Ci nie wkurzyłaś mnie tym postem. Wręcz przeciwnie zgadzam się z tobą w 75 %
    John Green i ja to też niezbyt dobre połączenie. Czytałam ,,Gwiazda naszych wina'' i strasznie kojarzyła mi się z jedną książką Sparksa, z jedyną jego książką, którą lubię i polecam.
    Czytałam jeszcze jego książkę, której ,,Wil Grayson, Will Grayson'', której był współautorem i nie podobały mi się rozdziały napisane przez niego.

    O Sparksie już wspominałam.
    Co do Kinga myślę, że określenie '' król grozy'' mu szkodzi, bo jest świetnym autorem, tworzy ciekawe historie, bohaterów, ale tylko jego kilka książek naprawie jest z tym dreszczykiem grozy.
    Może warto spojrzeć na jego działa z innej perspektywy.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo a co to za książka, ta Sparksa? Czyżby "Jesienna miłość"? :)

      King chyba po prostu nie jest dla mnie, te kilka książek jego autorstwa które przeczytałam oceniam dość słabo :/ Już pal licho tę grozę ale fabularnie i językowo nic mnie tak nie porwało. Ale ja dam mu jeszcze szansę ;)

      A tak w ogóle to na początku przeczytałam "Powiem Ci że WKURZYŁAŚ mnie tym postem" i pomyślałam.... OCHO, zawsze się jakaś wariatka znajdzie :D Ale doczytałam, uff :D

      Usuń
  24. Kiedyś bardzo lubiłam "Szkołę uczuć" i jak się dowiedziałam, że ten film powstał na podstawie książki Nicolasa Sparksa pt. "Jesienna miłość" to od razu ją przeczytałam. I to był chyba jeden, jedyny raz w moim życiu kiedy książka okazała się gorsza od filmu. To mnie baaaardzo zniechęciło do książek pana Sparksa i jak do tej pory unikam czytania jego powieści, filmów też już nie oglądam.

    Kinga z kolei uwielbiałam jako nastolatka, ale teraz szczerze mówiąc jakoś mi z nim nie po drodze... W sumie nie wiem czemu, bo jego książki są z reguły dość dobre. Może już nie lubię się bać? Może "Gra Geralda" mi obrzydziła pana Kinga? W każdym razie już do niego nie sięgam.

    Co do pierwszego autora, to przeczytałam tylko bestsellerowe "Gwiazd naszych wina", podobało mi się, ale jakoś po kolejne książki nie sięgnęłam. Też jestem powyżej grupy docelowej pana Greena, może stąd takie moje małe zainteresowanie jego innymi książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmy na prawdę polecam, każdy który oglądałam bardzo mi się podobał - no może oprócz "Listu w butelce" ale to dość stary film.

      Ja chciałabym bać się na Kingu chociaż raz ale chyba nie będzie mi to dane...

      Nic nie tracisz nie czytając Greena dalej, z pozostałymi książkami jest tylko gorzej :D

      Usuń
  25. Green wpadł mi w ręce raz i było przyjemnie, ale bez szału. Kinga przeczytałam sporo, nadal co jakiś czas sięgam po jakąś książkę, ale tych wszystkich zachwytów nie rozumiem, choć Wielki marsz to dla mnie petarda, choć to nie jest horror. No i czytałam ją pewnie z 10 lat wcześniej niż Drogę Cormaca McCarthego. Moim zdaniem Kinga jako króla grozy na głowę bije go Graham Masterton. Sparks jeszcze nie tykany gdzieś na regale mi zalega, choć filmy widziałam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cały czas czaje się na "Drogę" McCarthego, masa osób polecała mi tę książkę ale jakoś nie mogłam się wkręcić. Obiecałam sobie, że zrobię drugie podejście i jakoś nigdy nie jest mi po drodze :/

      Usuń
  26. każdy z nas ma chyba takich Autorów. Ja Kinga przeczytałam jedynie jedną książkę i jakoś nie moge ruszyć dalej... Greena przeczytałam "19 razy Katrine" i bardzo mi się podobało, ale jakoś też stanęło na jednej książce... Ale ja mam tak chyba z thrillerami psychologicznymi, niby mi się podobają, lubię je czytać, ale jakoś trudno byłoby mi do nich kiedykolwiek wrócić po raz drugi...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 booklicity , Blogger