Bez serca – Marissa Meyer, książka która złamała mi...

Bez serca – Marissa Meyer, książka która złamała mi...

... serce.
Nie jestem wybitnie emocjonalną osobą, trzeba się postarać żeby mnie poruszyć. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć ile raz po skończeniu książki było mi szczerze i realnie przykro. Ostatnią pozycją po której zaniemówiłam z rozpaczy był Taniec ze smokami – Georga R. R. Marina (#johnsnow4ever) przeczytany ponad 3 lata temu. Tym razem dość szybko zżyłam się z bohaterami i mimo, że od początku wiedziałam jaki musi być finał tej historii – do samego końca miałam nadzieje na cud. 
Zabolało mnie serduszko. 
Oj zabolało. 


Marissa Meyer jest jedną z moich ulubionych autorek. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał o Sadze księżycowej to polecam czym prędzej się z tematem zapoznać! Jest to seria książek które są mocno inspirowane... bajkami. Inspiracja to chyba nie jest właściwe słowo. Powiedzmy, że są to alternatywne wersje Kopciuszka, Czerwonego kapturka, Roszpunki oraz Królewny Śnieżki w klimacie fantastyki. Zabawne, poruszające i trzymające w napięciu przygody bohaterów sprawiają, że po skończeniu Sagi zdecydowanie mamy ochotę na więcej!

Tutaj przychodzi czas na Bez serca
Komu tego serca brak? Kto jest tak okrutny i bezwzględny? Dla kogo jedynym rozwiązaniem problemów jest skracanie ludzi o głowę?
Dokładnie tak! Zgadliście, mowa o Królowej Kier. 
Ale przecież nikt nie jest zły z natury, prawda?
Catherine miała ogromny talent do pieczenia, a jej największym marzeniem było otwarcie małej, przytulnej piekarni. Niestety taka ‘ścieżka kariery’ była nie do pomyślenia dla wysoko urodzonej panny. Inne opcje? Ślub. Jedyne czego oczekuje się od dziewczyny to wyjście dobrze za mąż i urodzenie dzieci. Na jej nieszczęście, Król (swoją drogą – bardzo wątpliwej urody) we własnej osobie jest nią głęboko zafascynowany. Każda panna na wydaniu byłaby zaszczycona będąc obiektem zainteresowań samego Króla, prawda? Cóż... nie Cath. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej gdy do jej życia wkracza tajemniczy młodzieniec o którym nie może zapomnieć (nie dziwie się, ja też nie mogę). Mając duszę buntownika, dziewczyna pakuje się w ogromne tarapaty które ostatecznie doprowadzają do tragicznego w skutkach końca.  
Wszyscy wiemy, że Cath musi zostać królową. Wiemy również, że stanie się zgorzkniała i mściwa...


Chyba nie spodziewaliście się, że zdradzę co się stało z Catherine? Co sprawiło, że z sympatycznej, swawolnej dziewczyny stała się kobietą bez serca? Nie ma mowy! Chcę słyszeć jak pękają Wam serca </3
Historia pozornie pełna humoru, przygód i barwnych postaci sprawiła, że nie byłam w stanie zabrać się za czytanie czegoś nowego przez tydzień.
Cała ja.
Hej, ta książka sprawiła, że miałam ochotę położyć się na podłodze i płakać 3 dni bez przerwy.
Serdecznie polecam!

Jaka książka sprawiła, że wasze oczy znalazły się w 'mokrym miejscu'?


Ciernista róża – Charlotte Link, kryminał dla początkujących

Ciernista róża – Charlotte Link, kryminał dla początkujących


Na początku roku dołączyłam do paru grup książkowych na facebooku i tam co chwilę ludzie zachwycali się coraz to nowym kryminałem, pomyślałam więc że może warto raz na jakiś czas wyjść ze swojej strefy komfortu? Nigdy nie byłam fanką kryminałów i thrillerów ale w tym roku postanowiłam dać im szansę. 
Przypomniało mi się, że bardzo dawno temu, przypadkiem trafiłam na „Dom sióstr” – Charlotte Link i mimo że nie był to typowo gatunkowy kryminał czy thriller to ku mojemu zdziwieniu bardzo mi się spodobał. Jako że jestem ‘chomikiem’ to od tamtego czasu na moim czytniku pojawiło się parę pozycji tej autorki po które w ostatecznym rozrachunku nie sięgnęłam. Słomiany zapał to moje drugie imię (nie prawda, ale moje drugie imię nie podoba mi się na tyle, że chyba wolałabym ‘Słomiany zapał’). Ale ale, myślę że wrzesień to idealny moment na wkroczenie w strefę mroku ;)
Zanim rozwlekę się na temat „Ciernistej róży” muszę nadmienić, że książki tej autorki podobają mi się nie bez powodu, mianowicie większość z nich zawiera motyw który mnie w literaturze kupuje praktycznie zawsze:
- akcja dziejąca się w dwóch różnych miejscach i w różnym czasie.
A gdy dodatkowo jednym z ‘czasów’ jest okres II Wojny Światowej – przepadłam.


Karin jest nauczycielką z Berlina, które ma lekkie problemy ze zdrowiem psychicznym. Nie będąc w stanie dłużej wykonywać swojego zawodu, siedzi w domu i tak naprawdę to całymi dniami się nad sobą użala. Jej mąż (którego od samego początku możemy nazwać per ‘ten dupkiem’) nie ma w stosunku do swojej żony ani krzty empatii. Mimo protestów, kobieta wyrusza w ‘podróż biznesową’ w imieniu swojego męża. Na miejscu okazuje się, że jest problem z jej pokojem i ostatecznie Karin
nie ma gdzie się zatrzymać. Szczęśliwym trafem kobieta ląduje w domu Beatrice, 71-letniej sympatycznej staruszki która skrywa wiele tajemnic. Jak to w tego typu książkach bywa kobiety zaczynają ze sobą rozmawiać i dopiero wtedy tak naprawdę wszystko się zaczyna. Dowiadujemy się, że podczas II Wojny Światowej poprzez okrutny szereg niefortunnych zdarzeń Beatrice będąc dzieckiem musiała dzielić swój rodzinny dom z niemieckim komendantem i jego neurotyczną żoną... wtedy Beatrice nie wiedziała jeszcze, że ich losy zostaną ze sobą splecione na długie lata.
W międzyczasie w miasteczku dochodzi do kilku tajemniczych morderstw...


***
Nie będę nikomu ściemniać, że jest to wybitny kryminał który niesamowicie trzyma w napięciu bo absolutnie nim nie jest. Autorka zdecydowanie bardziej skupia się na wątkach obyczajowych niż kryminalnych, co nie zmienia faktu, że „Ciernista róża” wciąga od pierwszych stron i czyta się ją z zapartym tchem. Dla mnie Link jest świetnym wprowadzeniem w świat ‘poważnych’ kryminałów, w sam raz dla początkujących poszukiwaczy grozy.



Swoją drogą mamy jesień, więc jeśli ktoś szuka książki która nadaje się na długie deszczowe, jesienne wieczory to powieści Charlotte Link są czymś wręcz idealnym.

Jest tu więcej fanów książek z wojną w tle? 


Illuminae - Jay Kristoff, Amy Kaufman || Pierwsza część "The Illuminae Files"

Illuminae - Jay Kristoff, Amy Kaufman || Pierwsza część "The Illuminae Files"

O „Illuminae” dowiedziałam się grubo ponad rok temu za pomocą zagranicznych booktuberów, wszyscy jednogłośnie byli zachwyceni. 
Nowa forma. 
Piekne wydanie. 
Ciekawa historia. 
Achy i Ochy.
A u Nas?
Cisza. 
Nikt się do wydania „Illuminae” nie pchał. Jakież ogromne było moje zaskoczenia gdy parę miesięcy temu Wydawnictwo Otwarte, a konkretniej Moondrive ogłosiło wielką akcje. Panie i Panowie, tego to u Nas jeszcze nie było! Będziemy mieć „Illuminae” po polsku! Ale... wydawnictwo szczerze przyznało, że wydanie tego typu książki jest kosztowne i nie chcą zainwestować sporej sumy pieniędzy w pozycję która się potem nie sprzeda. Zaproponowano czytelnikom układ. WY wpłacacie pieniądze, wyrażając przez to chęć zakupu książki a MY jako wydawnictwo po uzbieraniu konkretnej sumy – wydamy książkę. Ryzyka nie było, gdyby akcja się nie powiodła wydawnictwo obiecało zwrot każdej złotówki.
Można spokojnie stwierdzić, że akcja zakończyła sie pełnym sukcesem. Zebrano ponad 3 razy więcej pieniędzy niż zakładano. Książka została wydana, a ja mam nadzieję że nie była to ostatnia tego typu akcja. Oby było ich jak najwięcej!



Anka. Skup się. Do rzeczy.
Na samym początku trzeba wspomnieć, że „Illuminae” nie jest książką standardową. Wydaje mi się, że nie przesadzę jak powiem, że trzeba do niej podejść jak do teczki z aktami. To nie jest pozycja do której zasiadamy i czytamy ją jednym tchem. „Illuminae” jest zbiorem raportów, mniej lub bardziej prywatnych maili, różnego rodzaju schematów oraz odczytów z procesorów komputerowych. Musimy sami poskładać wszystko do kupy, wyciągać wnioski i snuć przypuszczenia.
Taka forma może nie przypaść wszystkim do gusty, mnie samej na początku czytało się dość ciężko.  Mamy do czynienia z science-fiction więc można by oczekiwać jakiegoś wprowadzenia do nowego świata, przedstawienia postaci, zarysu fabuły. A tu nic, tylko dokumenty. Ale w tym jest siła!
Nie chcę robić Wam streszczenia książki bo cała przyjemność z czytania „Illuminae”  wynika z tego, że wszystko powoli odkrywamy sami. Jedni szybciej, drudzy wolniej.

        ***

Kady i Ezra właśnie się rozstali, są przekonani że to najgorszy dzień w ich życiu i o dziwo – nie mylą się. Całkiem przypadkiem akurat tego samego dnia na kolonię w której żyją przeprowadzona zostaje inwazja. Ludzie którzy przeżyli zostają ewakuowani i rozmieszczeni na trzech statkach: Hypatii, Alexandrze i Copernicusie. Oczywiście wróg nie daje za wygraną – żaden że świadków inwazji nie może przeżyć. Hypatia jest statkiem typowo badawczym, na Alexandrze przeważa wojsko a tymczasem na Copernicusie rozprzestrzenił się śmiertelny wirus. W momencie gdy wydaje się, że gorzej być nie może do gry wchodzi AIDAN – sztuczna inteligencja sterująca Alexandrem. Dowództwo stara się utrzymać wszystko w jak największej tajemnicy. Na szczęście Kady nie jest dziewczyną która spokojnie siedzi i patrzy jak świat płonie – dzięki swoim technicznym umiejętnościom stara się dowiedzieć co się dzieje i kto za tym stoi.



Całej reszty dowiadujemy się z prywatnych korespondencji, protokołów laboratoryjnych i opisów nagrań z kamer. Powoli odkrywamy komu można ufać, a kto będzie dążył do celu po trupach.

Domyślam się, że taka tematyka nie zachwyci każdego, nie skłamię jeśli napiszę, że gdyby forma książki była inna to ja zapewne też bym po nią nie sięgnęła sama z siebie. Ale absolutnie nie żałuję, bo było warto! Fabuła jest ciekawa, nie mamy miliarda technicznych i niezrozumiałych dla normalnego człowieka określeń (miałam z tym problem w „Marsjaninie”) a forma wydania na prawdę cieszy oko.
Moondrive delikatni sugeruje, że możemy spodziewać się drugiej części „The Illuminae Files” – Gemina. Czekam z niecierpliwością.
Tak się tutaj zachwycam i tak słodzę, że wypadałoby dodać iż nie jest to absolutnie żadna współpraca a Wydawnictwo Otwarte nie ma pojęcia o moim istnieniu. Chociaż jak patrzycie na mojego bloga w tej chwili to jest to raczej oczywiste :)
Po prostu ciesze się, że polskie wydawnictwa wychodzą czytelnikom na przeciw. Niejednokrotnie słyszałam i czytałam o książkach którymi zachwycają się wszystkie kraje  anglojęzyczne (i nie tylko) a u Nas nikt nie był zainteresowany ich wydaniem ale to sie powoli zmienia.
Tak trzymać!

A wy macie jakieś zagraniczne tytuły które chcielibyście w końcu zobaczyć w polskim wydaniu?


Kto, po co i dlaczego czyli WITAJCIE!

Kto, po co i dlaczego czyli WITAJCIE!



Czy ja zwariowałam? Żeby na stare lata blogi zakładać? Kto to widział.

Mam na imię Ania i z bólem serca donoszę, że w tym roku skończyłam 28 lat.
Jak do tego doszło? Kiedy to się stało?
Kto pozwolił mi się tak szybko zestarzeć?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...
Kompletnie nie czuję się na swój wiek więc możecie spodziewać się przerażającej (jak na kogoś tuż przed 30-stką) ilości tak zwanych „młodzieżówek”. Ale don’t worry, będą też klasyki, trochę kryminałów no i nie zapominajmy o książkach dla dzieci. TAK. Mówiłam już, że NIE MAM dzieci? Kupuje te książki dla siebie. Ale jak nie kupić jak się patrzy na piękne wydanie Opowieści z Narnii? Albo jubileuszowe wydanie Charliego i fabryki czekolady?

OK. Standardowo w takim poście powitalnym powinnam wspomnieć zapewne jak to jest z tym moim czytaniem.

Książki towarzyszą mi od kiedy sięgam pamięcią. Urodziłam się z wadą serca ale jednocześnie byłam BARDZO aktywnym dzieckiem. Jako, że bieganie przez 10h po dworze (jestem ze Szczecina, my nie mówimy na polu!) nie było wskazane, moja mama robiła co mogła, żeby zainteresować mnie książkami które w domyśle miały sprawić, że usiądę z tyłkiem na kanapie i odpocznę. Udało się, bo mając 5 lat potrafiłam już płynnie czytać. Dzięki mamo! <3

Przez lata regularnie odwiedzałam moją osiedlową bibliotekę i pochłaniałam jedną książkę za drugą. Ale aaaale, książkami które sprawiły że naprawdę pokochałam czytanie były... uwaga... LEKTURY. Spokojnie, okiełznajcie emocję –  nie ma to nic wspólnego z Dziadami, Chłopami czy Cierpieniami młodego Wertera. 
Rzecz działa się dużo wcześniej. Mowa o :

Ani z Zielonego Wzgórza
oraz

Dzieciach z Bullerbyn.

Mam również to szczęście, że należę do pokolenia Harrego Pottera. Dorastałam razem z Harrym. Wyczekiwałam każdego tomu, każdego filmu. O Harrym będę pewnie wspominać tu nie raz bo jest to ‘temat rzeka’.  W skrócie – jeśli nie czytałaś/łeś Harrego to nie możemy zostać przyjaciółmi.

Kolejnym ‘przełomowym’ momentem w mojej karierze czytelnika był zakup Kindla. Tak. Całe życie wypożyczałam/kupowałam książki gdy pewnego dnia przeszłam na ciemną stronę mocy i kupiłam czytnik ebooków. Najlepsza decyzja EVER. Kindle trafił w moje ręce w momencie gdy przeprowadziłam się do Danii (ponad 5 lat temu) i zakup książek papierowych był albo mocno ograniczony (w dalszym ciągu niewiele księgarni wysyła książki za granicę) albo koszty wysyłki były monstrualne. Czytnik był złotym środkiem. Koniec końców, od kiedy mam Kindla czytam o wiele, WIELE więcej. Jako, że jestem zbieraczem dorobiłam się ponad 1500 ebooków, więc swoje wiem!
Ale więcej o ebookach i Kindlu innym razem :)

W marcu tego roku stwierdziłam, że dojrzałam do tego, żeby powoli kompletować swoją domowa biblioteczkę. Ebooki są wygodne i nie zajmują miejsca ale... no właśnie. Ale. Zawsze chciałam mieć pełno książek w domu i nie chodzi już tylko o moje nałogowe zbieractwo. Lubię patrzeć na książki. Lubię dotykać grzbietów. Lubie samą świadomość ich posiadania. Wiem, konsumpcjonizm pełną parą ale nic na to nie poradzę. 

Tak czy siak, blog będzie w większości o książkach ale nie wykluczam, że pojawią się też jakieś bardziej ‘życiowe’ tematy. Zapewne dotyczące rzeczy które mnie wkurzają, a zapewniam, że nie jestem najpogodniejszą osobą jaką kiedykolwiek poznaliście więc będzie o czym pisać.
Do tego jestem przekonana, że mam lekkie, niezdiagnozowane zaburzenia obsesyjno-kompulsywne więc bywa całkiem kolorowo.

 Dla przykładu 3 randomowe rzeczy które mnie wkurzają:
- ludzie którzy nie znają się kompletnie na niczym ale uważają, że powinni wypowiadać się na każdy temat
- mój chłopak który zamiast chować naczynia do zmywarki, zostawia je obok zlewu tłumacząc się, że „zapomniał, że mamy zmywarkę”. Mamy zmywarkę od 2 lat.
- pestki cytryny w herbacie. W piekle jest specjalne miejsce dla ludzi którzy nie wyciągają pestek z cytryny przed wrzuceniem jej do kubka z herbatą.

Żeby nie było, że jestem takim 100% haterem to 3 rzeczy które uwielbiam:
- Gwiezdne Wojny (Han strzelił pierwszy!)
- Ed Sheeran... trzeba coś dodawać? #sheerios
- gdy moja młodsza siostrzenica jest przekonana o tym, że nikt nie ma takiego wyczucia stylu jak ciocia Ania i jestem jej głównym i jedynym właściwym doradcą modowym, meanwhile spędzam życie w spodniach dresowych i koszulce która ma 10 lat.

Myślę, że to by było na tyle. Będę starała się pisać dość regularnie. A co?
A trochę recenzji, jakieś tagi się przewiną, podsumowania, literackie paździerze.
Co mi w duszy zagra moi drodzy. Co mi w duszy zagra.

                                                                                                                                               



Copyright © 2014 booklicity , Blogger