Nie takie te klasyki straszne #2 Opowieść o dwóch miastach - Charles Dickens

Nie takie te klasyki straszne #2 Opowieść o dwóch miastach - Charles Dickens


Czy wy tez nie wierzyliście, że jednak uda mi się przeczytać tę książkę w styczniu? Jeśli tak, to kompletnie Was nie winię bo w sumie to udało mi się to zrobić trochę... przypadkiem? Przysiadłam do niej z zamysłem, że przeczytam CHOCIAŻ 50 stron i może jakąś nadprzyrodzoną mocą wyrobię się do końca stycznia ale jak już zaczęłam to przypomniało  mi się, że ta książka przecież była na prawdę dobra! Dodatkowo, jak się później okazało - przerwałam czytanie w najciekawszym momencie. Cała ja.
Jeśli nie macie zielonego pojęcia o czym mówię to zapraszam do jednego z wcześniejszych postów po przeczytaniu którego wszystko stanie się jasne:
--> Dramaty introwertyka czyli gorzkie żale #2

Czy wspominałam dlaczego w ogóle postanowiłam przeczytać tę książkę? To że jest dziełem autora który ewidentnie mi 'podchodzi' to jedno a drugą sprawą jest to, że czytałam o "Opowieści w dwóch miastach" w... "Diabelskich maszynach". Pamiętam że Tess wielokrotnie rozmawiała o tej książce z Willem (💙) i bardzo zapadło mi to w pamięć. Ponieważ Will jest chodzącym ideałem, postanowiłam przeczytać książkę którą tak lubił. TAK - wiem że o nie jest prawdziwy.
No i? Czy ktoś na sali ma jakiś problem? :3


Do rzeczy moi drodzy!
Postanowiłam, że nie będę Was zanudzać tłem historycznym tej książki (mimo iż odgrywa dość znaczną rolę) bo wydaje mi się, że jest to jeden z elementów który zazwyczaj zniechęca ludzi do klasyków a przecież moje intencje są zupełnie odwrotne. Zaznaczę więc tylko, że akcja książki rozpoczyna się na kilka lat przed Wielką Rewolucją Francuską (1789–1799) i na niej się kończy.
Tytułowe 'dwa miasta' to naturalnie Londyn i Paryż (a nie Nowy Jork i San Francisco - fani "Przyjaciół" - łączmy się!) i to właśnie do tych miast pan Dickens przenosi nas w swojej powieści.
Nie wiem czy powinnam sama wybierać sobie głównego bohatera, ponieważ nie wynika to jasno z treści książki ale do pełnienia takiej roli wybrałam sobie Lucie, w okół której splatają się wszystkie wątki.
Lucie mimo swojego francuskiego pochodzenia żyje w Londynie jako sierota, po wielu latach dowiaduje się, że jej ojciec nie umarł lecz został niesprawiedliwie wtrącony do Bastylii (dla niekumatych - paryski zamek pełniący funkcję więzienia) za bycie świadkiem pewnego wydarzenia o którym dowiadujemy się duużo później - można powiedzieć, że mamy tu wątek kryminalny.
Dzięki pomocy Pana Lorryego - przyjaciela domu, doktor Manette i jego córka są znowu razem. Tymczasem na ich drodze pojawia się przystojny Karol Darnay - chociaż bardzo szybko dowiadujemy się iż nie jest to prawdziwe nazwisko mężczyzny. Karol jest francuskim arystokratom który porzucił swój cały dobytek aby rozpocząć życie na nowo - właśnie w Londynie. Okazuje się to bardzo dobra decyzją gdyż zakochuje się w Lucie i para szczęśliwie ląduje na ślubnym kobiercu.
Musze wspomnieć o biednym i zmarnowanym Sydneyu, który wbrew pozorom odgrywa z tej historii ogromną rolę. Sydney jest angielskim adwokatem który kocha się w Lucie - oczywiście bez wzajemności. Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, postanawia on mimo wszystko dbać o nią aż po grób! Rewelacyjna dramatyczna postać, której moim zdaniem powinno poświęcić się w książce więcej uwagi.


Rozgadałam się co?
Potem akcja toczy się dość szybko. Karol postanawia wrócić do Paryża (chociaż wszyscy mówią, żeby tego nie robił - serio Karol?) aby pomóc dawnemu słudze wydostać się z więzienia.
Na miejscu okazuje się że jego rodzina uznana została za morderców i zdrajców narodu przez co Karol - jako jedyny potomek swojego rodu sam zostaje pojmany i skazany na śmierć. Dodam że gilotyna zrobiła się wtedy szalenie popularna. To się nazywa być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie...
To jest moment w którym dowiadujemy się, dlaczego ojciec Lucie trafił przed laty do więzienia i dlaczego niechcący przyczynił się do ujawnienia dowodów przeciwko własnemu zięciowi. 
Czy Karol trafił pod gilotynę? Czy ktoś przybędzie mu z ratunkiem? :O

Nie chcę zdradzać za dużo bo muszę przyznać, że byłam BARDZO zaskoczona rozwojem wydarzeń.
"Opowieść o dwóch miastach" to książka którą na prawdę WARTO przeczytać. Ostatnie 200 stron pochłonęłam jednym tchem, akcja była na prawdę napięta a zakończenie trochę wbiło mnie w fotel. Dickens nigdy nie zawodzi.
Jak pewnie możecie się domyślać moim faworytem zdecydowanie został Sydney. Nie wiem czy dlatego że ma tyle samo chęci do życia co ja (niewiele) czy było mi go najzwyczajniej w świecie żal ale jego postać zostanie ze mną na dłużej.

Ciesze że nie odpuściłam tej książki bo ostatecznie bardzo mi się podobała. Mam ochotę sięgnąć po kolejne dzieło Dickensa - marzy mi się "David Copperfield" ( nie, to nie o tym magiku) ale nie trafiłam jeszcze na ładne wydanie tej książki - poluję!


Książka bierze udział w czytelniczym wyzwaniu na blogu Mi się czytanie podoba



Wszystkie boże dzieci tańczą - Haruki Murakami, pozdrowienia z Japonii

Wszystkie boże dzieci tańczą - Haruki Murakami, pozdrowienia z Japonii


Moją przygodę z Harukim Murakamim rozpoczęłam ponad 10 lat temu za sprawą mojej dobrej koleżanki która od kiedy pamiętam zaczytywała się w nazwijmy to... 'dość specyficznych' książkach. Pierwszym tytułem który wpadł mi w ręce był "Norwegian Woods" - i bardzo dobrze, bo jest to jedna z przystępniejszych książek tego autora.
Prawdopodobnie nie będzie to z mojej strony najmądrzejszym zabiegiem, żeby ostrzegać Was o tym już na samym początku recenzji ALE twórczość tego autora nie jest dla każdego. 
Wiem. Można tak powiedzieć dosłownie o każdym autorze, jednemu się spodoba a drugiemu nie ale Murakami to zupełnie inna historia. 


"Wszystkie boże dzieci tańczą" jest jednym ze zbiorów opowiadań, których w swoim dorobku Murakami posiada już kilka - z zamkniętymi oczami polecam wszystkie. 
Jak możecie już wiedzieć - ja bardzo lubię taką formę literacką, nigdy nie byłam zwolenniczką historii rozciągniętych na 800 stron, czy rozłożonej na 5 tomów. Zawsze z chęcią sięgam po zbiory opowiadań, zwłaszcza jeśli z danym autorem nie miałam jeszcze do czynienia bo pozwala mi to zapoznać się z pełną paletą jego umiejętności. 
W mojej opinii Murakami jest autorem dojrzałym, a jego bohaterowie zawsze wzbudzają mój zachwyt nie dlatego że są idealni, bohaterscy czy zaskakujący ale dlatego że są do głębi prawdziwi. Często zagubieni, zakompleksieni. Niepewni i tak po ludzku - trochę zmęczeni życiem. Znacie to?

Z przyjemnością również zaczytuję się w jego wątkach romantycznych które bardzo często są właśnie tego podkolorowanego romantyzmu pozbawione. Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała, że sceny łóżkowe z jego książkach są chyba jedynymi scenami tego typu które nie wzbudzają mojego zażenowania - nikt nie rozpada się na milion kawałków, nikt nie płonie żywym ogniem z pożądania i nikt dziko nie wykrzykuje swoich imion w tym samym czasie.
W jego twórczości króluje realizm, co nie przypadnie do gustu każdemu bo jak wszyscy wiemy życie czasem jest po prostu brzydkie, smutne i bez happy endów.
Jednocześnie nie pomyślcie, że to jakaś depresyjna twórczość w której nikogo nie spotyka nic dobrego - nic bardziej  mylnego.


Wszystkie opowiadania mają miejsce w różnych lokalizacjach ale w względnie tym samym czasie - podczas trzęsienia ziemi z Kobe.  Na pozór bohaterowie nie mają ze sobą nic wspólnego ale z każdą kolejną stroną dostrzegamy że łączy ich nieprzemijające poczucie straty. 
Straty czasu, młodości, nadziei czy bliskiej osoby.
Tak na prawdę nie zdradziłam Wam zbyt wiele o treści tej książki, ale pewnych rzeczy nie da się opisać. Myślę, że dowodem na to jak bardzo podobał mi się ten zbiór będzie fakt że z ogromną przyjemnością przeczytałabym każdą z tych historii w "rozciągniętej" do powieści formie. To jedyny minus opowiadań Murakamiego - wciągają tak mocno, że gdy nagle okazuje się, że opowiadanie dobiega końca i historia się urywa to mamy lekkie poczucie niedosytu. Mnie osobiście to nie przeszkadza, sprawia tylko że mam ochotę czym prędzej sięgnąć po kolejną książkę tego autora.


Dramaty introwertyka czyli gorzkie żale #2 Oops! I did it again

Dramaty introwertyka czyli gorzkie żale #2 Oops! I did it again


Czy może być lepszy dzień do narzekania niż poniedziałek? No nie wydaje mi się.
Szczerze mówiąc to nie spodziewam się że kolejny post z tej serii pojawi się tak szybko ale jak widać życie weryfikuje nasze plany. Z drugiej strony jestem człowiekiem pełnym skrajności - albo nie robię zupełnie nic i obijam się bez wstydu a potem żałuję ALBO  biorę na siebie zbyt wiele bo wydaje mi się, że 'jak się zepnę to się uda' a na koniec okazuje się że jakby to delikatnie powiedzieć - NIE.
Jeśli ktokolwiek z Was przyszedł tutaj licząc na to że na blogu w końcu pojawi się recenzja książki to bardzo mi przykro ale po raz kolejny - NIE.
Chciałam bardzo ambitnie wkroczyć w ten rok i czytać dużo od pierwszych dni stycznia i o dziwo plan sprawdzał się dobrze przez około... 7 dni. Przez ten czas przeczytałam 3 książki a potem - nic. Głucho i cicho.


Stało się tak za sprawą postu  w którym obwieściłam wszem i wobec że biorę udział w >wyzwaniu książkowym dotyczącym klasyków u Kirimy< (dumnie napisałam jej nawet że 1 klasyk w miesiącu to dla mnie mało, ja przeczytam 3! teraz to dopiero wstyd) więc czym prędzej zabrałam się za "Opowieść o dwóch miastach" Charlesa Dickensa (która swoją drogą jak na razie jest na prawdę ciekawa) chociaż wcale nie miałam akurat ochoty na książkę tego typu. Wynikiem takiego zmuszania się jest zawsze, co? Tak! Reading slump 💙
Jako, że miałam jeszcze sporo czasu to postanowiłam zabrać się za inną książkę i po prostu czytać dwie na raz, co już niejednokrotnie robiłam. Pojawił się WIELKI PROBLEM pierwszego świata którym jest wybranie kolejnej książki - z pomocą przyszła moja siostrzenica która akurat czyta "Rok 1984" Georga Orwella do szkoły. Po angielsku. Nawet Ci co nie czytali tej książki pewnie orientują się, że nie jest to najprostsza pozycja pod względem językowym i stylistycznym, nie mówiąc już o czytaniu jej w oryginale. Stwierdziłam, że skoro ona się tak męczy biedna, to ja przeczytam ją po polsku (w końcu i tak mam ją na liście) i będziemy mogły o niej później porozmawiać gdyby miała jakieś wątpliwości.
To też był błąd. Szokujące, nie?
Koniec końców jestem w połowie "Opowieści o dwóch miastach", mam za sobą 1/3 "Roku 1984" i mam ochotę wydłubać sobie oczy. Jeśli w tym miesiącu jakimś cudem dobiję do 5 książek to oczekuję medalu wytrwałości, zlituj się ktoś.


Nie zrozumcie mnie źle - obie książki są na prawdę wciągające i na pewno warte przeczytania. Obiecuję, że w końcu je jakoś 'zmęczę' i o obu pojawią się wpisy na blogu bo zdecydowanie na to zasługują. Jednak chciałam zwrócić uwagę na morał tej historii. Jeśli masz 28 lat i masz ochotę przeczytać "Harrego Pottera i Komnatę Tajemnic" zamiast klasyka światowej sławy to przeczytaj "Harrego Pottera i Komnatę Tajemnic" bo życie jest za krótkie na udawanie że ambitna literatura jest tym co lubisz najbardziej.

ODMAWIAM przyjęcia do wiadomości informacji, że tylko ja mam takie słabe wejście w 2018 rok - dajcie znać jak to przebiega u Was. Nieszczęście innych ludzi zdecydowanie poprawi mi humor, dajcie z siebie wszystko ;)

Update:
Tak mi było smutno że nie idzie mi czytanie, że właśnie złożyłam drugie w tym miesiącu zamówienie w księgarni internetowej. 

Mało czytasz? Kup więcej książek! #fucklogic
Przybij 5! Najgorsze książki jakie "przeczytałam"

Przybij 5! Najgorsze książki jakie "przeczytałam"


Nie tylko ulubieńcami człowiek żyje, dlatego dzisiaj będę Was torturować najgorszymi książkami jakie wpadły mi w ręce. Kiedy człowiek dużo czyta, niemożliwe jest żeby był zachwycony każdą przeczytaną pozycją. Muszę z radością przyznać że trudno było mi przypomnieć sobie tytuły tych 5 znienawidzonych i przez chwilę myślałam że będę musiała Was przywitać tylko 4 a tego byśmy nie chcieli prawda? Jako osoba z lekkimi, niezdiagnozowanymi zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi nie mogę sobie pozwolić, żeby w "Przybij 5!" były tylko cztery tytuły, nie mogłabym spać w nocy :)
Nie korzystam z internetu od wczoraj więc wiem że MUSZE wspomnieć o tym, że te książki są MOIMI koszmarkami, jeśli komuś z Was przypadły one do gustu to wszystko jest jak trzeba - równowaga w naturze zachowana. Potraktujcie ten post z przymrużeniem oka ;)


1. Pamiętniki Wampirów - L. J. Smith
Większość na pewno kojarzy serial o tym samym tytule i BARDZO dobrze bo to jedyna rzecz która powinna się Wam z tym kojarzyć jeśli Wasze wspominania mają być pozytywne. Książki były tragiczne. Od samego początku oglądałam "Pamiętniki" i muszę przyznać jak na wyświechtaną już tematykę wampirów spisywał się całkiem dobrze, więc za namową przyjaciółki (Agnieszko, muszę przemyśleć naszą przyjaźń!) skusiłam się na książki o których istnieniu bardzo długo nie wiedziałam. Można się przyczepić do wielu rzeczy ale jednym z podstawowych problemów jest sam styl autorki, grafomania na bardzo profesjonalnym poziomie. Level hard. Czytało się na prawdę źle a do tego główna bohaterka była straszliwie infantylną, głupią i stereotypową amerykańską nastolatką. Natomiast bracia Salvatore... mdli i bez wyrazu, kompletnie nie kibicowałam żadnemu z nich. No i mamy tutaj również jeden z najgorzej rozpisanych trójkątów miłosnych EVER. Elena nie może się zdecydować kogo kocha, a panowie w spokoju czekają aż się zdecyduje. Kocham Stefano na zabój! Nie... kocham Damona najmocniej na świecie! Nie, jednak Stefano!. W pewnym momencie mamy wrażenie, że ona po prostu nie wie który to który. Fabuła momentami kompletnie nie trzymała się kupy, zero logiki. Nie, nie i nie. Przeczytałam 1,5 tomu i bardzo podziękuję za resztę. Potrzeba komuś podpałki do kominka? Bo kupiłam aż 4 tomy...

2. 50 twarzy Greya - E. L. James
Już widzę jak część z Was przewraca oczami myśląc "Boooże, znowu te 50 twarzy Greya, czy możemy już odpuścić?". Nie. Sorry not sorry. Mi nawet nie chodzi o tematykę tej książki bo każdy kto po nią sięga wie na co się pisze. W tej całej serii po raz kolejny najgorszy jest "kunszt" pisarski autorki który pozostawia wiele do życzenia. WIELE. Grafomaństwo: level double hard. Mój dobry znajomy mówił mi, że czytał tą serię lata temu po angielsku i nie było tak strasznie no ale wybaczcie - oceniam produkt który finalnie trafił w moje ręce. Opisy scen erotycznych był na żenującym poziomie a "mów do mnie brzydko" w wykonaniu Anastasi i Christiana były wybitnie niezręczne i groteskowe. No na mojej wewnętrznej bogini nie zrobiło to dobrego wrażenia.
Można było to zrobić dużo lepiej i wtedy były by szanse na to że ta seria byłaby jedną z lepszych w swoim gatunku. Nie żebym się znała, ta seria skutecznie odstraszyła mnie o tego typu książek. Mogłabym nie znieść kolejnego spotkania bliskiego stopnia.

3. Lolita - Vladimir Naobokov
Byłam bardzo zawiedziona gdy okazało się, że moja przygoda z tak chwalonym Nabokovem okazała się kompletnym niepowodzeniem. Jako miłośniczka literatury rosyjskiej poczułam się obrażona! Robiłam co mogłam, sukcesywnie raz na kilka lat staram się wrócić do "Lolity" bo liczę że może kiedyś nastanie ten "właściwy czas" ale nadszedł moment by się poddać. Tym razem również nie zraża mnie tematyka bo wiem o czym jest "Lolita" - młoda dziewczyna uwodzi dużo starszego od siebie mężczyznę. Jasne, to nie jest dla każdego ale ja wychodzę z założenia że każdy temat można przedstawić w ciekawy sposób. Nabokov chyba wychodził z innego założenia bo ta książka była tak cholernie nudna że złapałam się na czekaniu aż w końcu do czegoś dojdzie między tą "parą". Kibicowałam nastolatce i staremu zbokowi. Gdy dotarło do mnie, że ta książka robi mi masło z mózgu po prostu odpuściłam. Tam się NIC nie działo. NIC. Do tego narracja była jakaś cholernie dziwna, jakby bohater mówił o sobie w trzeciej osobie... Bardzo to było cudaczne.


4. Buszujący w zbożu - J. D. Salinger
Miałam nie pisać o tej książce bo sama myśl o niej wzbudza we mnie bardzo negatywne emocje, a ja już nie jestem najmłodsza i ja się nie mogę denerwować! KOMPLETNIE nie rozumiem fenomenu tej książki i moja niechęć do niej na pewno byłaby mniejsza gdyby świat nie próbował mi na siłę wmówić że to jakieś arcydzieło. Holden jest chłopakiem chodzącym do prywatnej szkoły z internatem, pewnego dnia stwierdza że życie go przerasta i postanawia uciec... nikt nie wie po co i w jakim celu. Taki o, wrażliwy chłopak nam się trafił. Rozmyśla sobie o sensie swojego jestestwa i ma problemy z dupy. Wybaczcie. Ale tak, to są problemy z dupy. Czytałam "Buszującego w zbożu" będąc zaledwie odrobinę starsza od Holdena i kompletnie nie rozumiałam o co temu rozpuszczonemu bachorowi chodzi. Książka na pewno miała nieść jakieś wybitnie głębokie przesłanie, ale niestety było tak głębokie że wpadłam w otchłań i tyle mnie było widać.
Aż się uniosłam, wybaczcie. Ja nie wiem dlaczego ale ta książka porostu mnie denerwuje!
To był pierwszy i ostatni raz kiedy o niej wspominam, od dzisiaj uznajemy że ona nie istnieje i nigdy więcej o niej nie rozmawiamy OK?

5. Spóźnieni kochankowie - William Wharton
Obrzydliwość. Miłość ma wiele twarzy i ja niczego nikomu nie zabraniam. Nie oceniam, każdy powinien kochać i być kochany. Ale nie każda historię trzeba opisywać z drobnymi szczegółami - serio. W telegraficznym skrócie książka jest o romansie mężczyzny z niewidomą staruszką. Nie powiem Wam ile bohater miał lat, wydaje mi się że ponad 40 a ona... 70? 80? Ale to nie jest ważne, cała ich relacja jest mocno naciągana - mężczyzna odchodzi od żony bo ta go zdradza, przeprowadza się do Paryża, tam poznaje staruszkę opiekującą się GOŁĘBIAMI, ona zaprasza go na obiad, on ją maluje, potem się do niej wprowadza, ona okazuje się być dziewicą... Pierwszy raz byłam tak zażenowana tym co czytam, a nie należę do jakiś wstydnisiów. Dodatkowo mężczyzna postanawia umilić nam lekturę opisami ciała swojej kochanki, odczuciami i doznaniami. Już? Wyobraziliście to sobie? NIE MA ZA CO! Domyślam się, że ta książka miała na celu ukazanie piękna miłości w każdym wieku ale forma nie była właściwa. Macie takiego znajomego który czasem w towarzystwie (na trzeźwo bądź nie) zwierza się z jakiś swoich intymnych sytuacji czy podbojów a w tym czasie wszyscy dookoła zaczynają wygładzać sobie swetry, rozglądają się po ścianach, sprawdzają godzinę i bardzo ale to BARDZO starają się nie pokazać jak niekomfortowo się teraz czują? Tak, ten znajomy to własnie ta książka.

Brawo! Żyjecie? Jeśli będziecie mieć jakieś koszmary to z pełną odpowiedzialnością biorę to na siebie. Czytaliście którąś z tych książek? Dajcie znać. No i naturalnie bardzo chętnie poznam wasze koszmarki.

Nie wiedzieć dlaczego posty w których na coś narzekam są najdłuższe ;)
Książki które MUSZĘ przeczytać w 2018 roku

Książki które MUSZĘ przeczytać w 2018 roku

Nigdy nie robiłam sobie listy książek do przeczytania, jak trafiam na książkę która mnie zainteresuję to wrzucam ją na odpowiednią półkę na LubimyCzytać (moje konto) i potem albo kupuję papier albo ebooka. W ciągu roku pojawia się tyle nowych książek, dodatkowo od kiedy mam bloga to czytam tyle recenzji i trafiam na tyle nowych książek że jakakolwiek lista nie miałaby sensu bytu.

Ale ale... postanowiłam zrobić listę 15 książek które MUSZĘ przeczytać w 2018 roku. Będą to książki które odkładam latami na rzecz nowości wydawniczych, klasyki które zawsze obiecuję sobie przeczytać oraz książki które zalegają mi na półce od wieków.


Nie jestem fanką postanowień noworocznych i takowych nie robię więc uznajmy że jest to plan na rok 2018 - czytać więcej klasyków! Zawsze uwielbiałam klasyki, zwłaszcza jeśli mówimy o literaturze angielskiej czy rosyjskiej ale mam wrażenie że w 2017 roku trochę zaniedbałam ten gatunek, przewiduję więc wielki powrót Brontë, Dickensa, Dostojewskiego i wielu innych :)

1."Rok 1984" - George Orwell (18.02.2018)
zabierałam się za nią już dwa razy - do trzech razy sztuka

2. "Władca Pierścieni" - J.R.R. Tolkien (29.06.2018)
chciałabym przeczytać CHOCIAŻ "Drużynę pierścienia"

3. "Opowieść o dwóch miastach"- Charles Dickens   (28.01.2018) 
lubię Dickensa, dodatkowo książka była wspominana w "Przyjaciołach" ;)

4. "Trzej muszkieterowie" - Alexandre Dumas
wszystko przez Anitę z boook reviews!

5. "Na wschód od Edenu"- John Steinbeck
klasyka klasyków, jest ktoś kto nie słyszał o tej książce?


6. "Paragraf 22"- Joseph Heller
wypatrzyłam tą pozycję na liście 'książek do przeczytania przed śmiercią' od BBC i tak sobie czeka od lat...

7. "Wodnikowe Wzgórze"- Richard Adams
kupiłam tę książkę bo okładka była ładna (tak. wiem.) a że jest ogromna to tak leży i czeka

8. "Sto lat samotności"- Gabriel Garcí­a Márquez
mam tą książkę na półce od jakiś 9 lat - chyba czas najwyższy

9. "Zbrodnia i kara" - Fiodor Dostojewski
po udanej przygodzie z "Braćmi Karamazow" nie pozostało już nic innego

10. "Pielgrzym" - Terry Hayes
nie jestem fanką kryminałów/thrillerów ale ludzie rozpływają się nad tą książką


11. "Pani Dalloway" - Virginia Woolf
uwielbiam  Virginie Woolf ale do tej pory nie przeczytałam jej najpopularniejszego dzieła

12. "Agnes Grey" - Anne Bronte
na półce mam jakieś 90% książek sióstr Bronte więc wypadałoby zacząć je czytać

13. "Z mgły zrodzony" - Brandon Sanderson
wypadałoby w końcu zapoznać się z panem Sandersonem *macham do Ani z Książkowych podróży w chmurach*

14. "Północ i południe" - Elizabeth Gaskell
nigdy nie czytałam żadnej książki tej autorki a "Północ i południe" to klasyka klasyków

15. "Cmętarz zwieżąt" - Stephen King
nie lubimy się z Kingiem więc dam mu ostatnią szansę - książka polecana przez fanów


Od 2 lat nie brałam udziału w żadnym wyzwaniu a w tym roku jakoś naszło mnie na zabawę - postanowiłam więc wziąć udział w wyzwaniu czytelniczym od Kirimy dotyczącym klasyków :) Bardzo ciesze się, że trafiłam na to wyzwanie bo będzie mnie motywować do skreślania pozycji z mojej listy.
Weźmiecie udział w tym wyzwaniu?
Dajcie znać czy macie książki które bezapelacyjnie MUSICIE przeczytać w tym roku :)



Pamiętnik księżniczki - Carrie Fisher, Leia w ziemskim wydaniu

Pamiętnik księżniczki - Carrie Fisher, Leia w ziemskim wydaniu

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...
Jako zagorzała fanka Gwiezdnych Wojen, nie mogłam odpuścić sobie tej książki, więc będąc jeszcze na 'haju' po seansie "Ostatniego Jedi" zabrałam się za "Pamiętnik księżniczki" od razu po rozpakowaniu paczki z książkami.
Przeczytałam ją jednym tchem. Zawsze lubiłam poczucie humoru którym charakteryzowała się Carrie Fisher więc wiedziałam czego się spodziewać. Bez dwóch zdań - bezpośredniość to jej drugie imię.


Autorka zdradza nam jak w doszło do tego że zagrała w "Nowej nadziei", co na pewno będzie nie lada gratką dla fanów międzygalaktycznej sagi. Należy jednak pamiętać że ta książka jest o Carrie, niespełna 20-letniej dziewczynie która wkracza w świat aktorstwa będąc pełną obaw - a nie o tym jak powstawała jedna z najpopularniejszych serii filmowych na świecie.
Ta młoda dziewczyna wyrosła na pewną siebie, wygadaną kobietę która nie przebiera w słowach, ciężko wiec wyobrazić sobie że na początku swojej kariery Carrie była cichą, szarą myszką która czuła się niezręcznie niemal w każdej sytuacji. Autorka dzieli się z nami kilkoma stronami ze swojego pamiętnika w którym pisywała regularnie podczas kręcenia pierwszej części (teoretycznie IV części) Gwiezdnych Wojen, co sprawiło że polubiłam Carrie jeszcze bardziej bo okazało się że to co działo się wtedy w jej głowie wcale nie odbiega od tego co dzieje się w głowach setek tysięcy młodych kobiet na całym świecie - ja również odnalazłam w niej cząstkę siebie.

Tym co mnie odrobinę zawiodło jest fakt że książka praktycznie w 85% kręci się wokół jej romansu z... Harrisonem Fordem. Ustalmy to na samym początku - nie pochwalam romansowania z żonatym mężczyzną ALE... młody Harrison Ford? No ja przepraszam bardzo ale mi po dziś dzień miękną kolana jak widzę Hana Solo na ekranie więc w pełni rozumiem Carrie - po prostu przepadła. Poza tym do romansu potrzeba dwóch osób.


Z drugiej strony nie ma co się dziwić że książka traktuje głównie o relacji autorki z Fordem - młoda dziewczyna zakochuje się w starszym o ponad 10 lat mężczyźnie który wywraca jej świat do góry nogami. Kogo obchodzi jakiś film? Film, który był tylko tłem do burzliwych wydarzeń w życiu Carrie. Trzeba pamiętać że w latach 70. na planie pierwszej części sagi jeszcze nikt nie wiedział, że Gwiezdne Wojny będą cieszyć się tak ogromną popularnością przez dłuuuugie lata.

Domyślam się, że ta książka nie jest dla wszystkich. Nie każdego zainteresują losy księżniczki Lei i Hana Solo po godzinach. Nie każdy z przyjemnością będzie czytać o tym jak Carrie straciła głowę dla milczącego i mrukliwego Harrisona. Ja spędziłam z tą pozycją dwa bardzo miłe wieczory i wydaje mi się, że jeśli ktoś chciałby poznać Carrie Fisher trochę lepiej nie jako aktorkę - ale człowieka to ta książka będzie strzałem w dziesiątkę :)

Podsumowanie roku 2017 (+ krótkie podsumowanie grudnia)

Podsumowanie roku 2017 (+ krótkie podsumowanie grudnia)


Witam Was w 2018 roku! Tak, wiem że nie było mnie tutaj strrrasznie długo i nawet nie do końca mam jakąś logiczną wymówkę... Te Święta spędzałam w Polsce i przygotowania do wyjazdu KOMPLETNIE mnie rozstroiły. Tym razem wyjątkowo nie mogłam się ogarnąć, obiecywałam sobie że przygotuję sobie posty "na zaś" ale niestety nic z tego nie wyszło. Ale ale - dotarłam do domu i już spieszę do Was z podsumowaniem całego roku :)

Należałoby jeszcze wspomnieć o grudniu który przeleciał mi przez palce :O
W tym miesiącu nie było szału - przeczytałam jednie 6 książek ale absolutnie nie czuje się winna, bo już pod koniec listopada obiecałam sobie że totalnie odpuszczam sobie grudzień i nie będę się do niczego zmuszać. Pewnie dobiłabym do 8 książek gdyby nie wyjazd i fakt że przez ponad 10 dni byłam poza domem i nie bardzo miałam czas przysiąść z książką na kanapie.


Księga Cmentarna - Neil Gaiman
Nie była to najlepsza książka Gaimana (którego uwielbiam tak swoją drogą) ale na pewno warta przeczytania. Chłopiec wychowywany przez duchy? Nie powiecie mi że to nie kusi.

Język cierni - Leigh Bardugo
Recenzję tej książki możecie przeczytać > o tutaj <

Harry Potter i Kamień Filozoficzny (ilustrowane wydanie) - J. K. Rowling
Czy to wymaga komentarza? Są Święta - jest Harry, a ilustrowane wydanie tylko uprzyjemniło mi czytanie tej książki po raz 84692153.

Dziadek do orzechów - Ernst T. A. Hoffmann
Historia stara jak świat a jednak udało mi się przeżyć 28 lat bez jej znajomości i ze smutkiem stwierdzam że nie jestem zachwycona. Bardzo dziwna historia z elementem jakiejś psychodelicznej fantastyki - dość dziwacznie ;)

Siła, która ich przyciąga - Brittainy C. Cherry
Kolejna przyjemna książka autorstwa mojej nowej PRZYJACIÓŁKI Brittainy, chociaż jak na razie "Woda, która niesie ciszę" wygrywa.

Listy do utraconej - Brigid Kemmerer
Byłam strasznie podjarana tą książka przez liczne opinie i niestety ale po raz kolejny moje oczekiwania były zbyt wysokie. Przyjemna książka ale nic specjalnego.

W 2017 roku przeczytałam 132 książki

Czyli o 2 więcej niż w roku 2016 i o 22 więcej niż w roku 2015 więc teoretycznie nie mam na co narzekać. Co prawda mój wewnętrzny pedant trochę rozpacza bo chciałam zamknąć ten rok z 135 książkami ale nie można mieć wszystkiego, jestem w pełni zadowolona z wyniku.
Dodatkowo cieszy mnie fakt że od kiedy postanowiłam odpuszczać książki które mi nie pasują albo które są wybitnie złe to nie mam na koncie książek które oceniłabym bardzo nisko. Zawsze wiem o czym jest książka za którą się zabieram i często przed wyborem kolejnej lektury bazuję na opinii ludzi którzy mają podobny gust do mojego więc nie mam niemiłych niespodzianek.
Teraz czas na złotą trójkę ubiegłego roku! Dla równowagi wybrałam również 3 najsłabsze książki które wpadły w moje ręce i chociaż nie były to dramatycznie złe pozycje to trochę szkoda mi czasu który na nie poświeciłam.


3 NAJLEPSZE KSIĄŻKI:

Słowik - Kristin Hannah
Jeśli mamy do czynienia z obyczajówką której akcja ma miejsce podczas II Wojny Światowej a głównymi bohaterkami są kobiety - je jestem kupiona za każdym razem. Dwie siostry które muszą przetrwać w okupowanej przez Niemców Francji - zbuntowana Isabelle dołącza do ruchu oporu, a Vianne nie mając wyjścia musi przyjąć pod swój dach jednego z niemieckich oficerów. Rewelacyjna książka!

Ciernista róża - Charlotte Link
Recenzja pojawiła się na blogu dawno temu, gdy byłam blogowym niemowlakiem > tutaj <

Bez serca - Marissa Meyer
Recenzję tej rewelacyjnej książki możecie przeczytać na blogu > tutaj <


3 NAJGORSZE KSIĄŻKI:

Zwierzęta nocy - Austin Wright
Niby mamy thriller ale... czegoś tu brakuje. Historia jest bardzo naciągana a wątki są poprowadzone w bardzo dziwaczny sposób. Nie oszukując - męczyłam się z tą książką dobry miesiąc.

Biała Masajka - Corinne Hofmann
Historię Corinne znałam z filmu, o którym pewnie słyszał już każdy - niestety ale niepotrzebnie pokusiłam się na literacki pierwowzór bo książka była napisana na prawdę słabo. O ile w filmie całą historię ratują piękne plenery to w książce głupota autorki/głównej bohaterki aż bije po oczach.

Przebudzenie króla - Maggie Stiefvater

Być może będę smażyć się w piekle ale cała seria "The Raven Cycle" po prostu mi się nie podobała. Fabuła momentami nie trzymała się kupy, historia była bardzo chaotyczna i nic mnie nie porwało. Ostatnią część czytałam trochę z przyzwoitości i muszę przyznać że straszliwie się męczyłam.


Jaka była najlepsza książka która przeczytaliście w ubiegłym roku?
Dodatkowo - jeśli bierzecie udział w ciekawych czytelniczych/książkowych wyzwaniach to dajcie znać w jakich, bo chyba chciałaby pobawić się w coś takiego w tym roku :)

Copyright © 2014 booklicity , Blogger