Illuminae - Jay Kristoff, Amy Kaufman || Pierwsza część "The Illuminae Files"

O „Illuminae” dowiedziałam się grubo ponad rok temu za pomocą zagranicznych booktuberów, wszyscy jednogłośnie byli zachwyceni. 
Nowa forma. 
Piekne wydanie. 
Ciekawa historia. 
Achy i Ochy.
A u Nas?
Cisza. 
Nikt się do wydania „Illuminae” nie pchał. Jakież ogromne było moje zaskoczenia gdy parę miesięcy temu Wydawnictwo Otwarte, a konkretniej Moondrive ogłosiło wielką akcje. Panie i Panowie, tego to u Nas jeszcze nie było! Będziemy mieć „Illuminae” po polsku! Ale... wydawnictwo szczerze przyznało, że wydanie tego typu książki jest kosztowne i nie chcą zainwestować sporej sumy pieniędzy w pozycję która się potem nie sprzeda. Zaproponowano czytelnikom układ. WY wpłacacie pieniądze, wyrażając przez to chęć zakupu książki a MY jako wydawnictwo po uzbieraniu konkretnej sumy – wydamy książkę. Ryzyka nie było, gdyby akcja się nie powiodła wydawnictwo obiecało zwrot każdej złotówki.
Można spokojnie stwierdzić, że akcja zakończyła sie pełnym sukcesem. Zebrano ponad 3 razy więcej pieniędzy niż zakładano. Książka została wydana, a ja mam nadzieję że nie była to ostatnia tego typu akcja. Oby było ich jak najwięcej!



Anka. Skup się. Do rzeczy.
Na samym początku trzeba wspomnieć, że „Illuminae” nie jest książką standardową. Wydaje mi się, że nie przesadzę jak powiem, że trzeba do niej podejść jak do teczki z aktami. To nie jest pozycja do której zasiadamy i czytamy ją jednym tchem. „Illuminae” jest zbiorem raportów, mniej lub bardziej prywatnych maili, różnego rodzaju schematów oraz odczytów z procesorów komputerowych. Musimy sami poskładać wszystko do kupy, wyciągać wnioski i snuć przypuszczenia.
Taka forma może nie przypaść wszystkim do gusty, mnie samej na początku czytało się dość ciężko.  Mamy do czynienia z science-fiction więc można by oczekiwać jakiegoś wprowadzenia do nowego świata, przedstawienia postaci, zarysu fabuły. A tu nic, tylko dokumenty. Ale w tym jest siła!
Nie chcę robić Wam streszczenia książki bo cała przyjemność z czytania „Illuminae”  wynika z tego, że wszystko powoli odkrywamy sami. Jedni szybciej, drudzy wolniej.

        ***

Kady i Ezra właśnie się rozstali, są przekonani że to najgorszy dzień w ich życiu i o dziwo – nie mylą się. Całkiem przypadkiem akurat tego samego dnia na kolonię w której żyją przeprowadzona zostaje inwazja. Ludzie którzy przeżyli zostają ewakuowani i rozmieszczeni na trzech statkach: Hypatii, Alexandrze i Copernicusie. Oczywiście wróg nie daje za wygraną – żaden że świadków inwazji nie może przeżyć. Hypatia jest statkiem typowo badawczym, na Alexandrze przeważa wojsko a tymczasem na Copernicusie rozprzestrzenił się śmiertelny wirus. W momencie gdy wydaje się, że gorzej być nie może do gry wchodzi AIDAN – sztuczna inteligencja sterująca Alexandrem. Dowództwo stara się utrzymać wszystko w jak największej tajemnicy. Na szczęście Kady nie jest dziewczyną która spokojnie siedzi i patrzy jak świat płonie – dzięki swoim technicznym umiejętnościom stara się dowiedzieć co się dzieje i kto za tym stoi.



Całej reszty dowiadujemy się z prywatnych korespondencji, protokołów laboratoryjnych i opisów nagrań z kamer. Powoli odkrywamy komu można ufać, a kto będzie dążył do celu po trupach.

Domyślam się, że taka tematyka nie zachwyci każdego, nie skłamię jeśli napiszę, że gdyby forma książki była inna to ja zapewne też bym po nią nie sięgnęła sama z siebie. Ale absolutnie nie żałuję, bo było warto! Fabuła jest ciekawa, nie mamy miliarda technicznych i niezrozumiałych dla normalnego człowieka określeń (miałam z tym problem w „Marsjaninie”) a forma wydania na prawdę cieszy oko.
Moondrive delikatni sugeruje, że możemy spodziewać się drugiej części „The Illuminae Files” – Gemina. Czekam z niecierpliwością.
Tak się tutaj zachwycam i tak słodzę, że wypadałoby dodać iż nie jest to absolutnie żadna współpraca a Wydawnictwo Otwarte nie ma pojęcia o moim istnieniu. Chociaż jak patrzycie na mojego bloga w tej chwili to jest to raczej oczywiste :)
Po prostu ciesze się, że polskie wydawnictwa wychodzą czytelnikom na przeciw. Niejednokrotnie słyszałam i czytałam o książkach którymi zachwycają się wszystkie kraje  anglojęzyczne (i nie tylko) a u Nas nikt nie był zainteresowany ich wydaniem ale to sie powoli zmienia.
Tak trzymać!

A wy macie jakieś zagraniczne tytuły które chcielibyście w końcu zobaczyć w polskim wydaniu?


4 komentarze:

  1. Jak opowiadałaś mi o tej książce miałam takie... Okej zapowiada się ciekawie, ale jakieś akta, fragmenty, zbiór dokumentów? To nie dla mnie, na pewno mi się nie spodoba, ale z tego co tu piszesz, to naprawdę w moim stylu! Kurcze, aż mam ochotę ją sobie kupić...

    OdpowiedzUsuń
  2. Po hypie zagranico też bardzo chciałam przeczytać. Zakupiłam książkę, ale na razie leży i czeka aż zachce mi się w końcu po papierową książkę sięgnąć. Kindle mnie rozpuścił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to uczucie ;) Też zdarza Ci się 'klikać' strony w papierowych książkach?

      Usuń

Copyright © 2014 booklicity , Blogger